„Staram się tworzyć filmy blisko życia…” – spotkanie z Andrzejem Jakimowskim po filmie „Pewnego razu w listopadzie”

Po pokazie specjalnym filmu „Pewnego razu w listopadzie”, toruńska publiczność miała okazję porozmawiać z twórcą obrazu Andrzejem Jakimowskim, doskonale znanym już uczestnikom festiwalu. W 2013 roku, w konkursie From Poland mogliśmy obejrzeć jego film zatytułowany „Imagine”.

Andrzej Jakimowski i prowadząca Anna Tatarska, fot. Marcin Łaukajtys

Pomysł na fabułę

Tematy filmów nie biorą się znikąd. Na pewno nie dzieje się tak w przypadku Andrzeja Jakimowskiego, który wyrósł z nurtu kina dokumentalnego. Jako wytrawny obserwator życia oraz tego co dzieje się w naszym kraju i w państwach sąsiednich, reżyser zauważył nasilenie się tendencji nacjonalistycznych w społeczeństwach. 

Jeszcze w 2013 roku myślał nad tym aby nakręcić film o odradzających się ruchach narodowościowych w Europie. Wraz z grupą wytrawnych operatorów, m. in. Adamem Bajerskim – z którym współpracuje przy każdym swoim filmie, Wojciechem Staroniem i Tomasem Rafą – reporterem od zadań specjalnych; udali się w sam środek marszu niepodległości, który przerodził się w poważne zamieszki i uliczne walki. 

Z czasem ogrom tematu, jakim jest nacjonalizm w ujęciu europejskim, nieco przerósł twórcę i przerodził się w fabułę, pośrednio dotykającą tej kwestii. W historię bliższą samemu reżyserowi, warszawiakowi od urodzenia, który zna stolicę jak własną kieszeń.

fot. Marcin Łaukajtys

Temat zapalny  

Prowadząca spotkanie Anna Tatarska przywołała opinie niektórych widzów, jakie pojawiły się po pierwszej projekcji filmu na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Część z nich zarzucała reżyserowi manipulację i przekłamanie „rzeczywistego” obrazu marszu niepodległości. Według nich, pokazany on został zbyt drastycznie, tym samym godząc w patriotyczne uczucia jego uczestników. 

Reżyser odnosząc się do tych zarzutów, wyjaśnił, że wraz z ekipą starali się pokazać pełen obraz marszu, zarówno jego pokojowy „główny nurt”, w którym szły również rodziny z dziećmi, jak i bardziej drastyczne oblicze. - Niestety w 2013 roku tak to wyglądało i nie można przejść nad tym do porządku dziennego. Zamieszki odbyły się w cieniu demonstracji i część uczestników marszu mogła nie wiedzieć o tym co dzieje się w bocznych uliczkach. […] Przecznicę dalej od wydarzeń dziejących się przy squacie Przychodnia, rozgrywały się prawdziwe uliczne walki, których zdecydowaliśmy się nie pokazywać, bo był według nas zbyt drastyczne.

Zwykli ludzie w wirze narodowych wydarzeń

Żeby pokazać zdarzenia o epickim charakterze, reżyser musiał dotrzeć do poszczególnych bohaterów. Posługując się dokumentalnym materiałem nagranym podczas marszu, zaczął odnajdywać konkretnych ludzi. W ten sposób z wielu historii, powstała ta, którą możemy śledzić w filmie. 

Nie wiemy do końca kim są bohaterowie „Pewnego razu w listopadzie” – student prawa Marek (Grzegorz Palkowski) i jego mama (Agata Kulesza). Wiemy tylko tyle, że zostali eksmitowani z mieszkania i nie mają gdzie się podziać. Tułając się po warszawskich noclegowniach trafiają do squatu zamieszkałego przez grupę anarchistów. Pech chce, że to miejsce, podczas marszu niepodległości, staje się celem ataku grupy uzbrojonych nacjonalistów. 

Jakimowski opowiadał: Dowiedziałem się trochę o tym squacie, że mieszka na nim np. pani Iwonka, która jest dużo starsza od squatersów i która nie jest zaangażowana ideologicznie w anarchizm, ani nie jest punkówą i ona stała się pierwowzorem Mamuśki [granej przez Agatę Kuleszę].


fot. Marcin Łaukajtys

Problematyczna produkcja

Pytanie od publiczności o to jakie problemy wystąpiły podczas powstawania filmu, uruchomiło ciekawy wątek spotkania. - Tak, trudności były od samego początku, ponieważ nikogo nie interesuje ten temat, a tym bardziej nikt nie chce na niego wyłożyć pieniędzy. Mimo wszystko film powstał, bo cechą twórczości Jakimowskiego, jest jak sam podkreślił, niezależność. Sam stara się finansować swoje filmy i dzięki temu może zachować autonomię. 

W jego filmie zagrali autentyczni mieszkańcy squatu Przychodnia, których tożsamości reżyser nie chciał jednak wyjawić. - Nie mogę wszystkiego zdradzać, dlatego że ludzie którzy grają w tym filmie ryzykują napaścią. Jakimowski opowiadał, że ich zaufanie udało się zdobyć dopiero po 2 latach rozmów i spotkań. Po tym czasie umożliwili ekipie nakręcenie materiałów zdjęciowych wewnątrz zamieszkałego pustostanu. 

Bardzo ryzykownym etapem powstawania filmu, były zdjęcia kręcone podczas marszu, w samym sercu wydarzeń. Generalnie nie było to zbyt bezpieczne, bo kamer filmowych nie da się ukryć. Ja miałem szczęście współpracować z prawdziwymi mistrzami, ale niektórzy z nich w trakcie zdjęć byli eliminowani przez agresywniejszych uczestników marszu… – po czym reżyser enigmatycznie przerwał ten wątek, tłumacząc że więcej szczegółów nie może podać.

Na zakończenie spotkania padły wyrazy uznania i podziękowania dla gościa za odważne podjęcie, w filmie fabularnym, tak trudnej i marginalizowanej tematyki – patriotyzmu, niezauważenie przeobrażającego się w skrajny nacjonalizm. 

Anna Skoczek

Komentarze